24 marca 2020 r.

Z wizytą w Soplicowie: W kuchni Wojskiego

Z Z widelcem wśród książek
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Znowu wracamy do Mickiewiczowskiego arcypoematu, bo tematu jedzenia i picia w tym dziele nadal jeszcze nie wyczerpaliśmy. W poprzednich wpisach z tej serii ograniczaliśmy się do pierwszych dziesięciu ksiąg Pana Tadeusza; teraz pora na pozostałe dwie. Księgi XI i XII bowiem wyraźnie odcinają się od wsześniejszych części poematu. Przede wszystkim następuje spory przeskok czasowy. Dotychczasowa akcja rozgrywała się w ciągu pięciu dni pod koniec lata 1811 roku; potem omijamy całą jesień i zimę, aby w księgę XI wkroczyć na wiosnę – „obfitą we zdarzenia, nadzieją brzemienną”[1] – roku 1812. Od strony kulinarnej też zachodzi istotna zmiana: wcześniej bohaterowie epopei jadali zwykłe, codzienne śniadania, obiady i wieczerze – takie, jakie jadano w ich czasach, a które Mickiewicz mógł pamiętać z własnej młodości. Ale na wiosnę w Soplicowie zjawiają się polscy oficerowie z maszerującej na Moskwę Wielkiej Armii Napoleona, a gen. Jan Henryk Dąbrowski (tak, ten z hymnu) wyraża życzenie, „że chce mieć obiad polski”.[2] Wojski przygotowuje więc wielką, wystawną ucztę według zapomnianych już staropolskich przepisów na potrawy, których same nazwy w uszach Mickiewicza – nie mówiąc o naszych! – brzmiały obco. Samej uczcie, opisanej w księdze finałowej, przyjrzymy się jutro, a dzisiaj zaglądniemy do soplicowskiej kuchni, którą zarządzał pan Wojski Hreczecha.

„Nazywam się Hreczecha”

„Co Wojski wyczytawszy pojmie i obwieści,
To natychmiast kucharze robią umiejętni.”[3]
Szkic młodego Jacka Malczewskiego (1871)

Zacznijmy od samego pana Wojskiego, jednej z barwniejszych postaci Pana Tadeusza. Jego imienia nie znamy, ale wiemy, że nosił nazwisko Hreczecha, a okoliczna szlachta z szacunku dla powszechnie poważanego staruszka nieoficjalnie mianowała go średniowiecznym tytułem wojskiego. Średniozamożny szlachcic-ziemianin, czyli tzw. grykosiej (samo jego nazwisko pochodzi od białoruskiego słowa „hreczka”, czyli „gryka”), choć miał swój własny majątek (młodszej córce, Tekli, mógł dać w wianie jedną wioskę), to na stałe mieszkał wraz z Teklą u Sędziego Soplicy – swojego przyjaciela, dalekiego krewnego i niedoszłego zięcia (Sędzia był za młodu zaręczony z Martą, starszą córką Wojskiego, ale ta zmarła przed ślubem, a on sam już z żadną kobietą się później nie związał). W Soplicowie Wojski na starość pełnił funkcję czegoś w rodzaju majordoma, zarządzającego służbą na dworze Sędziego.

Wcześniej Wojski „ze szlachtą strawił życie na biesiadach, […] zjazdach, sejmikowych radach,”[4] na których wyćwiczył się w zaniedbanej już na Litwie sztuce rzucania nożem. Ale to w zakresie polowań Wojski uważany był za eksperta. Łowiectwa nauczył się służąc za młodu na dworze Tadeusza Rejtana, którego często we wspomnieniach przywoływał – nie jako wzrór patriotyzmu, ale właśnie jako wybitnego myśliwego. Jeśli chodzi o wybór zwierzyny, to Wojski hołdował dwóm skrajnościom: z jednej strony tylko grubego zwierza z rogami, kłami lub pazurami uważał za godnego, by polował nań szlachcic. Gonienie za zającami uważał za zajęcie dobre dla młodzieży lub służby. „Nazywam się Hreczecha – mawiał – a od króla Lecha żaden za zającami nie jeździł Hreczecha.”[5] Ale z drugiej strony namiętnie polował też na muchy. Owadów tych nienawidził, skórzaną „plackę” na muchy zawsze nosił przy sobie, a podczas grzybobrania zbierał muchomory, żeby z nich przygotować trutkę.

Poza tym był Wojski wielkim gadułą; mógł bez końca opowiadać o astrologii, rozmnażaniu się much, sejmikach, no i przede wszystkim o polowaniach. Treść poematu jest przetkana gawędami Wojskiego – w odcinkach, bo ktoś lub coś ciągle mu przerywa. Niektóre historie, jak tę o Domejce i Dowejce, udaje mu się wreszcie opowiedzieć do końca; tę o Rejtanie i księciu de Nassau musiał poeta dokończyć w przypisie. Cisza Hreczechę męczyła, więc kiedy nie był w stanie domowników i gości nakłonić do rozmowy, to uciekał do gwarnej kuchni. Być może w ten właśnie sposób nabył doświadczenia kulinarnego?

Wojski, […]
Znudzony ciszą, idzie pomiędzy czeladkę.
Woli w kuchennej słuchać ochmistrzyni krzyków,
Gróźb i razów kucharza, hałasu kuchcików;
Aż go powoli wprawił w przyjemne marzenie
Ruch jednostajny rożnów, kręcących pieczenie.

Adam Mickiewicz: Pan Tadeusz, czyli Ostatni zajazd na Litwie: Historia szlachecka z roku 1811 i 1812 we dwunastu księgach wierszem, Lwów-Warszawa-Kraków: Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1921, księga VI, wersy 64–69

Z lat szkolnych, które zapewne spędził w jakiejś szkole jezuickiej, wyniósł Hreczecha zamiłowanie do zapomnianych dziś sarmackich panegiryków. Ale na lekcjach bez wątpienia katowano go też starożytnymi eposami, jak Iliada Homera czy Eneida Wergiliusza Marona; o tym drugim mówił później „mój przyjaciel Maro”[6], choć fabułę Eneidy kojarzył raczej z bryków, niż z właściwej lektury. Te same klasyczne dzieła, w XVIII-wiecznych polskich przekładach, musiał też czytać w szkole sam Mickiewicz. I choć nie uważał tych tłumaczeń za poezję wysokich lotów, to jednak musiała mu się wryć w pamięć, bo… Zresztą sami zobaczcie. Weźmy na przykład taki oto fragment z księgi XI Pana Tadeusza:

Spali: gospodarz domu, wodze i żołnierze;
Oczu tylko Wojskiego sen słodki nie bierze,
Bo Wojski ma na jutro biesiadę wyprawić,
Którą chce dom Sopliców na wiek wieków wsławić […]

— A. Mickiewicz, op. cit., księga XI, wersy 99–102

A tu, dla porównania, pierwsze wersy z drugiej księgi Iliady w tłumaczeniu Franciszka Dmochowskiego:

Inni spali, bogowie i ziemscy rycerze;
Oczu tylko Jowisza sen słodki nie bierze:
Ale noc nad tem całą przemyśla troskliwy,
Jakby Achilla uczcić, a zgnębić Achiwy.

Homer: Iliada, tłum. Franciszek Ksawery Dmochowski, t. I, Warszawa: w Drukarni Xięży Piarów, 1804, s. 135

Ἄλλοι μέν ῥα θεοί τε καὶ ἀνέρες ἱπποκορυσταὶ
εὗδον παννύχιοι, Δία δ᾽ οὐκ ἔχε νήδυμος ὕπνος,
ἀλλ᾽ ὅ γε μερμήριζε κατὰ φρένα ὡς Ἀχιλῆα
τιμήσῃ, ὀλέσῃ δὲ πολέας ἐπὶ νηυσὶν Ἀχαιῶν.

— Homer, Ἰλιάς, Ῥαψωδία Β

Tekst oryginalny:

Ἄλλοι μέν ῥα θεοί τε καὶ ἀνέρες ἱπποκορυσταὶ
εὗδον παννύχιοι, Δία δ᾽ οὐκ ἔχε νήδυμος ὕπνος,
ἀλλ᾽ ὅ γε μερμήριζε κατὰ φρένα ὡς Ἀχιλῆα
τιμήσῃ, ὀλέσῃ δὲ πολέας ἐπὶ νηυσὶν Ἀχαιῶν.

— Homer, Ἰλιάς, Ῥαψωδία Β

Rym ten sam, z tym że tu mamy boga wszystkich bogów planującego wojnę trojańską, a tu – drobnego szlachcica planującego obiad. Takich zbieżności można znaleźć więcej; Pan Tadeusz to w dużej części po prostu parodia Iliady. Co ciekawe, Mickiewicz najczęściej parafrazuje Homera właśnie wtedy, kiedy pisze o Hreczesze. Ale nic w tym dziwnego: przecież kiedy Wojski zabiera się za gotowanie, to efektem nie będzie zwykły posiłek – ale prawdziwie epicka uczta!

„Zabytek drogi prawych zwyczajów”

„Opisywano wielekroć i malowano ową legację rzymską.”[7]
Akwaforta Stefana della Belli (1633)
„Książka teraz bardzo rzadka, przed stukilkudziesiąt laty wydana przez Stanisława Czernieckiego”[8]
Egzemplarz Compendium ferculorum otwarty na dedykacji autora do księżnej Heleny Tekli Lubomirskiej

„Księga ta miała tytuł: Kucharz doskonały.
W niej spisane dokładnie wszystkie specyjały…”[9]

Adam radził wyprawić [ucztę] czysto polsko-litewską, i to podług starożytnych przepisów „Doskonałego kucharza”, to jest starej obdartej książki, którą jak co dobrego ma w podróżnej biblioteczce swojej i odczytuje nieraz z wielką przyjemnością. Ma się rozumieć, że ten projekt upadł […]
— Edward Odyniec, list z 28 kwietnia 1830 r., cyt. w: Izabela Jarosińska: Kuchnia polska i romantyczna, Kraków: Wydawnictwo Literackie, 1994, s. 62

Drugą ręką przetarte okulary włożył,
Dobył z zanadrza księgę, odwinął, otworzył.
Księga ta miała tytuł: „Kucharz doskonały”.
W niej spisane dokładnie wszystkie specyjały
Stołów polskich; podług niej Hrabia na Tęczynie
Dawał owe biesiady we włoskiej krainie,
Którym się Ojciec Święty Urban Ósmy dziwił;
Podług niej później Karol Kochanku-Radziwiłł,
Gdy przyjmował w Nieświeżu króla Stanisława,
Sprawił pamiętną ową ucztę, której sława
Dotąd żyje na Litwie we gminnej powieści.
Co Wojski wyczytawszy pojmie i obwieści,
To natychmiast kucharze robią umiejętni.

— XI, 116–128
Świeżo pamiętna po dziś dzień w niemieckich i włoskich krajach nigdy nieporównana i wielkiego podziwienia godna ś[więtej] pamięci Książęcia J[ego] M[ości] Jerzego na Ossolinie, Wielkiego Kanclerza Koronnego, a najmilszego Rodzica W[aszej] Ks[iążęcej] M[ości], do Stolicy Apostolskiej i Namiestnika Chrystusowego Urbana VIII legacja, która wszystkiemu Zachodniemu Państwu, wielkim będąc podziwieniem, ogłosiła w rozum nieprzebranego Pana, jako i Splendor Dworu, niemniej i aparament [tj. urządzenie] stołu J[ego] M[ości], że książęta i panowie rzymscy uwiedzeni ciekawością na samo tylko obfitych potraw dziwowisko przychodzili, a widząc więcej, niż słyszeli, zdumiawszy się, odchodzili. Szczodrobliwości także nad wszystkimi potrzebnymi do ukontentowania każdego napatrzyć się nie mogli, tak dalece, że jeden z książąt rzymskich rzekł: dziś Rzym szczęśliwy, mając takiego posła, który swoją bytnością wszystko Państwo Rzymskie ozdobił.
— CF, s. [IV–VI]

Poselstwo Jerzego Ossolińskiego do Rzymu w 1633 r.

Co Wojski wyczytawszy pojmie i obwieści,
To natychmiast kucharze robią umiejętni.
Wre robota, pięćdziesiąt nożów w stoły tętni,
Zwijają się kuchciki, czarne jak szatany:
Ci niosą drwa, ci z mlekiem i z winem sagany,
Leją w kotły, skowrody, w rondle. Dym wybucha;
Dwóch kuchcików przy piecu siedzi, w mieszki dmucha.
Wojski, ażeby ogień tym łacniej rozpalać,
Rozkazał stopionego masła na drwa nalać
(Zbytek ten dozwolony jest w dostatnim domu).

— XI, 124–135

Nie wiem, czy się podobna okazyja zdarzy
Częstować w Soplicowie takich dygnitarzy.
Widzę, że Pan Jenerał na biesiadach zna się.
Niechaj przyjmie tę książkę, ona Panu zda się,
Gdy będziesz dla monarchów zagranicznych grona
Dawał ucztę, ba, nawet dla Napoleona.
Ale pozwól, nim księgę tę Panu poświęcę,
Niech powiem, jakim trafem wpadła w moje ręce.

— XII, 217–224

Lecz Wojski kończył, kielich napełniając trunkiem.
Książka dostała mi się szczególnym trefunkiem.
Tę książkę, jako mówił mnie Bartek Dobrzyński,
Posiadał w Wielkopolszcze naprzód Pan Poniński.
Nie ów Poniński Łodzia, człowiek z brzydką sławą,
Co kraj przedawszy, umarł u Żyda pod ławą,
Lecz Poniński starosta; ten żyjąc wspaniale,
Podług tej książki dawał obiady i bale.
Przed śmiercią zapisał ją sąsiadowi swemu,
Co mieszkał w Kopaszewie – Panu Skórzewskiemu,
Wreszcie książkę od Pana Skórzewskiego żony
Dostał Bartek Dobrzyński, Prusakiem rzeczony,
Gdy gościł w Wielkopolszcze. Jak zabytek drogi
Prawych zwyczajów, przywiózł ją w ojczyste progi
Lecz małą ma kuchnię, człek miernego stanu,
Dał ją mnie – niechaj służy Wielmożnemu Panu.

Adam Mickiewicz: Pan Tadeusz, rękopis; cyt. w: Jarosław Maciejewski: Mickiewicza wielkopolskie drogi, Wydawnictwo Poznańskie, 1972, s. 313–314; cyt. w: Renarda Ocieczek: „Zabytek drogi prawych zwyczajów” – o książce kucharskiej, kłórą czytywał Mickiewicz, w: Marek Piechota: „Pieśni ogromnych dwanaście...”: Studia i szkice o „Panu Tadeuszu”, Katowice: Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, 2000, s. 190

Podróże z Panem Tadeuszem, s. 84

Wojski – kucharz doskonały

„Z kłębów dymu, niby biała gołębica,
Mignęła świecąca się kuchmistrza szlafmyca.”[10]
Fragment obrazu Wandalina Strzałeckiego (1884)

Choć spóźniona pora,
Wojski zebrał co prędzej z sąsiedztwa kucharzy;
Pięciu ich było; służą, on sam gospodarzy.
Jako kuchmistrz białym się fartuchem opasał,
Wdział szlafmycę, a ręce do łokciów zakasał;
W ręku ma plackę muszą, owad lada jaki
Odpędza wpadający chciwie na przysmaki […]

— XI, 109–115
Ma też kuchmistrz […] kucharzów w posłuszeństwie, poczciwości, trzeźwości trzymać i ochędóstwie całym […] A sam ma być do tego powodem ochędożny, trzeźwy, czujny, wierny, a nade wszystko panu swemu życzliwy i prędki. Kucharz ma być ochędożny z czupryną […] wyczesaną, z ogoloną głową, rękami umytymi, paznokciami oberżnionymi, opasany fartuchem białym, trzeźwy, nieswarliwy, pokorny, chyży, smak dobrze rozumiejący, […] a nade wszystko wszystkim usługujący.
— CF, 9–10 [1]


W zamku całym był tylko pan Stolnik, ja, Pani,
Kuchmistrz i dwóch kuchcików, wszyscy trzej pijani […]

— II, 292–293


Wina […] zaczęto używać do potraw, […] którego część do potrawy, a dwie części wlał kucharz do gardła. I gdy kucharz wołał wina do ozora, prawdę mówił, że go potrzebował do ozora, ale do swego, nie do wołowego. Niechżeby mu nie dodano czego podług jego woli, z umysłu zepsuł potrawę, udając, iż nie miał zadosyć ingrediencji, których do takiego smaku potrzebował.

Dwie rzeczy, których hojny pan uczty szuka,
Łączą się w Soplicowie: dostatek i sztuka.

— XI, 152–153
A jego jest powinność […] żeby zbytku nie uczynić, który jednak zbytek mierny potrzebny jest, bo jest ozdobą autorów bankietu, według starej przypowieści: lepiej mieć za talar szkody, niżeli za pół grosza wstydu. Na to umiejętny kuchmistrz pamiętać powinien, żeby głupim skąpstwem panu swemu wstydu nie uczynił.
— CF, 7 [2]
[…] Zawsze bowiem melius abundare quam deficere.
— CF, 44 [3]
Między wszystkimi własnościami ludzkimi i te mają ludzie z natury atrybuta, że się w smakach różnych kochają, nie tylko z apetytu, ale też z biegłości, umiejętności i wiadomości.
— CF, s. [VIII] [4]


Przypisy

  1. Adam Mickiewicz: Pan Tadeusz, czyli Ostatni zajazd na Litwie: Historia szlachecka z roku 1811 i 1812 we dwunastu księgach wierszem, Lwów-Warszawa-Kraków: Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1921, księga XI, wers 75
  2. A. Mickiewicz, op. cit., księga XI, wers 108
  3. A. Mickiewicz, op. cit., księga XI, wersy 126–127
  4. A. Mickiewicz, op. cit., księga V, wersy 427–428
  5. A. Mickiewicz, op. cit., księga I, wersy 816–817
  6. A. Mickiewicz, op. cit., księga IV, wers 977
  7. A. Mickiewicz, op. cit., objaśnienia poety
  8. A. Mickiewicz, op. cit., objaśnienia poety
  9. A. Mickiewicz, op. cit., księga XI, wersy 117–118
  10. A. Mickiewicz, op. cit., księga XI, wersy 407–408

Bibliografia


◀️ Poprzedni 📜 Spis wpisów Następny ▶️
⏮️ Pierwszy 🎲 Losowy wpis Najnowszy ⏭️


[[Kategoria: ]]